wtorek, 23 czerwca 2015

Za drugim razem

Najbardziej intensywny okres fascynacji Wisławą Szymborską przeżyłam w gimnazjum. Bardzo podobały mi się wtedy jej wiersze, bo były przejrzyste, klarowne i zrozumiałe. Często zaskakiwały podejściem do tematu, ale nigdy nie marnowały słów na egzaltowane wywody. Domeną Szymborskiej była analiza, a mnie - człowiekowi o matematyczno-fizycznym sercu - bardzo się to podobało.

 

Zdążyłam się nawet skompromitować na konkursie recytatorskim w gimnazjum, mówiąc "Wietnam" i jeszcze jakiś polityczny wiersz Gałczyńskiego. Nie dość, że nie znalazłam czasu na porządne nauczenie się kwestii, kompletnie niezrozumiałe było dla mnie też ich znaczenie. Z perspektywy lat dziękuję jury, że nie przepuścili mnie dalej, bo na to naprawdę nie zasługiwałam, choć kiedyś wydawało mi się inaczej.
Potem trafiłam na złośliwy i gorzki artykuł biograficzny o Wisławie. Sugerowano w nim, że Szymborska wykorzystała swoje kontakty polityczne do zrobienia kariery. Razem z "Kamieniami na szaniec" wbijano nam wtedy do głowy, że kolaboracja to zło, więc czułam się zdradzona. Było tak, jakby autorka okłamała mnie w bardzo wyrafinowany sposób, słowem - straciłam idola.
Dopiero po czasie zaczęłam czytać Kunderę i Céline'a bez osądzania ich poczucia moralności. Zaakceptowałam fakt, że pisarz jest zwykłym człowiekiem, a nie jakimś żelaznym kompasem moralnym. Sama popełniłam wiele błędów i zaczęłam wybaczać je innym, no - przynajmniej w ograniczonym zakresie.
Ostatnio przy lekturze "Pamiętam, że było gorąco" natknęłam się na anegdotę o Szymborskiej:
Lubi Pan cudze koty, na przykład koty znajomych?
Konwicki: Byłem zaproszony z grupą literatów przez dyrektora Louisiana Museum w Kopenhadze. To bardzo zamożni ludzie, szklane pawilony nad morzem, sztuka współczesna, piękny park, trawa przycięta. Składamy wizytę. Wchodzimy, wita nas pan dyrektor i jego piękna, wytworna żona z jakimś egzotycznym kotem. Ja przechodzę, witam się z panem, z panią i z jakiejś chęci podlizania się chcę pogłaskać kota, ale rezygnuję. Za mną idzie Wisława Szymborska. Szlachetna, dobra, kochająca zwierzęta. Wysuwa rękę, żeby pogładzić kotka, a kocur wpija się jej w środek dłoni. Krew sika na wszystkie strony. Pani Wisława mówi, że to drobiazg, ale to wcale nie taki drobiazg.
Wtedy zrobiło mi się trochę wstyd, że tak pochopnie Szymborską oceniłam jak ten kot, i postanowiłam wrócić na trochę do jej wierszy.



"Nic dwa razy" znam na pamięć, ale to nietrudne. Wiersz jest zrozumiały i bardzo rytmiczny, doskonale nadaje się do mówienia pod prysznicem, jeśli ktoś lubi takie rzeczy. Polecam - to ciekawa alternatywa dla muzycznych hitów.
A to jeden z moich ulubionych wierszy:
Głos w sprawie pornografii
Nie ma rozpusty gorszej niż myślenie.
Pleni się ta swawola jak wiatropylny chwast
na grządce wytyczonej przez stokrotki.
Dla takich, którzy myślą, święte nie jest nic.
Zuchwałe analizy, wszeteczne syntezy,
pogoń za nagim faktem dzika i hulaszcza,
lubieżne obmacywanie drażliwych tematów,
tarło poglądów- w to im właśnie graj.
W dzień jasny albo pod osłoną nocy
łączą się w pary, trójkąty i koła.
Dowolna jest tu płeć i wiek partnerów.
Oczy im błyszczą, policzki pałają.
Przyjaciel wykoleja przyjaciela.
Wyrodne córki deprawują ojca.
Brat młodszą siostrę stręczy do nierządu.
Inne im w smak owoce
z zakazanego drzewa wiadomości
niż różowe pośladki z pism ilustrowanych,
cała ta prostoduszna w gruncie pornografia.
Książki, które ich bawią, nie mają obrazków.
Jedyna rozmaitość to specjalne zdania
paznokciem zakreślone albo kredką.
Zgroza, w jakich pozycjach,
z jak wyuzdaną prostotą
umysłowi udaje się zapłodnić umysł.
Nie zna takich pozycji nawet Kamasutra.
W czasie tych schadzek parzy się ledwie herbata.
Ludzie siedzą na krzesłach, poruszają ustami.
Nogę na nogę każdy sam sobie zakłada.
Jedna stopa w ten sposób dotyka podłogi,
druga swobodnie kiwa się w powietrzu.
Czasem tylko ktoś wstanie,
zbliży się do okna
i przez szparę w firankach
podgląda ulicę.
Oryginalne podejście do tematu, prawda? Wiersz może wydawać się trochę długi, ale stawia naprawdę mądrą tezę, że prawdziwym zagrożeniem jest wolna myśl, nie wolna miłość. Zwykle łatwiej jest nam bulwersować się sprawami ciała, a wolność rozumu to jeszcze ważniejsza i bardziej niebezpieczna sprawa, bo może inspirować innych, a w teorii nawet zmienić świat.
Dzisiaj nie jest to może tak oczywiste, bo jako społeczeństwo zgadzamy się na manipulację, reklamy i karmienie cudzymi pragnieniami. Kiedyś było być może inaczej, wiedza stanowiła luksusowe dobro, o które trzeba się było starać. Plagą obecnych czasów jest powódź nieistotnych informacji, wśród których bardzo łatwo jest się zgubić i zapomnieć o rzeczywistej potędze mądrości.
Ale teraz też istnieją warunki i miejsca, gdzie wolna myśl bywa naprawdę niewygodna. Może powiększyła się arena walki, może łatwiej jest dziś schować rzeczy prawdziwie ważne pod płaszczykiem bzdur, może używa się bardziej wyrafinowanej broni, ale trzon sporu jest taki sam. Uważam, że Szymborska wyraziła tą starą prawdę pięknie i szczerze, używając o wiele mniejszej ilości słów niż ja, ale jeśli macie na ten temat inne zdanie, nie będę Was atakować. Mogę tylko prosić Was, byście nie powtarzali bezrefleksyjnie cudzych opinii, tylko używali Waszych najcenniejszych narzędzi - rozumów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz