niedziela, 7 czerwca 2015

Być blisko

To moje pierwsze opowiadanie opublikowane na tym blogu. Przepraszam za wszystkie usterki. Liczę na konstruktywną krytykę i dziękuję za zainteresowanie!

***
Być blisko
Od pierwszego dnia w szkole mój brat bardzo stara się dorosnąć. Dla mnie i innych wciąż pozostaje dzieckiem i bardzo go to denerwuje.
- Jakie on ma słodziutkie złote loczki! Aż chciałoby się go zjeść.- mówi fryzjerka, a on natychmiast chce się obciąć na jeża.
Ma tysiąc pomysłów na minutę. Trudno jest mi za nim nadążyć, zrozumieć, dlaczego krzyczy z rozpaczy albo uśmiecha się porozumiewawczo. Kiedyś to wiedziałam.
- Nie będziesz chodził na treningi w soboty- mówi tata- Nie dajemy rady wozić cię dzień w dzień. Nam też się coś od życia należy!
- Ale tam chodzą wszyscy. Naprawdę!
Mój brat ma łzy w oczach. Strasznie się wszystkim przejmuje, jak zawsze zresztą. Chce być silny i dzielny. Nie wie, że cały czas taki jest, tylko na swój sposób.
To jego pierwszy rok w szkole. Do domu przychodzi rozbrykany, wygląda na to, że dobrze tam sobie radzi. Chwali się, że najlepiej w klasie czyta, kopie i najbardziej go wszyscy lubią. Ciekawią mnie jego koledzy. Może oni znają go lepiej i wiedzą, dlaczego wciąż jest taki nerwowy?
Ostatnio kłóci się ze wszystkimi. Na przykład teraz, z mamą, bo nie chce wracać do domu. Cały czas wyzywa bez powodu. Mam wyrzuty sumienia, jak na niego patrzę. Tyle czasu poświęcam na naukę. Może gdybym wcześniej zwróciła na niego uwagę, byłoby inaczej?
W końcu mama rzuca mi zrezygnowane spojrzenie.
- Mam zaraz wizytę lekarską. Możesz wrócić z nim pociągiem, gdy tylko się uspokoi?
Kiwam głową.
I tak siedzimy sobie na ławeczce przed Empikiem, mój brat i ja. Chyba jest mu już lepiej. Przestaje płakać. Mruga tylko spuchniętymi powiekami.
- Pójdziesz ze mną zobaczyć czerwoną lokomotywę?- pyta- Olek mówił, że jest niedaleko. Podobno stara. Zabytek.
- Nie ma mowy. O szóstej mamy ostatni pociąg i musimy zdążyć.
- Ale ja muszę zobaczyć lokomotywę!
- Uspokój się, możemy tam jeszcze wrócić…
Nagle wyrywa mi się i biegnie przez ulicę. Dookoła są tłumy ludzi. Próbuję go dogonić, ale co jakiś czas niknie w tłumie. Serce mi wali. Miałam być za niego odpowiedzialna, a teraz co? Już widzę rozczarowaną minę mamy.
Nagle miga mi jego jasna czupryna. Wbiega w skrót, w uliczkę narkomanów. Mój kolega tam mieszka. Żadna z jego opowieści o okolicy nie kończy się dobrze.
- Michał! Wracaj tu!
Cały czas oglądam się we wszystkie strony. Na pierwszy rzut oka uliczka jest pusta, ale wcale mnie to nie uspokaja. Dobrze, widzę go, chwilowo cały i zdrowy. Potykam się. Dlaczego on musi trenować piłkę? Nie nadążam.
Jest już przy samym dworcu. Obserwuję go uważnie. Gdzie on ma tę lokomotywę? Dokąd biegnie? Wydaje się zdezorientowany. To moja szansa.
- Michał! Chodź tu!
Nawet się nie odwraca, tylko wchodzi na tory. O nie. O nie, nie, nie. Co teraz?
- Co ty robisz, Michał? Wracaj tu! Zaraz coś cię przejedzie!
Podaję mu rękę, w końcu szarpię, ale on ani drgnie.
- Nie mogę, muszę zobaczyć lokomotywę!
- Jak umrzesz, to nic już nie zobaczysz! Chodź tu, durniu!
Wygląda na wstrząśniętego, ale chwyta mnie za rękę i spokojnie daje się zaprowadzić do pociągu.
- Nie mam pojęcia, co ci odbiło. No po prostu nie wiem! Jak wrócimy, dostaniesz karę na wieczność! Osobiście o to zadbam.
Cisza.
- Olek powiedział, że jak nie znajdę lokomotywy, to nie jestem gościem. Jego tata mu pokazał. Jest maszynistą. Olek mówi na Sandrę heksa, a na Bartka kujon. A na mnie będzie mówił dzidziuś, jeśli nie obejrzę lokomotywy.
Zrozumiałam.
- Nie przejmuj się. Coś wymyślimy na tą podłą żmiję. On to dopiero dostanie karę!
Michał uśmiechnął się.
- Ale dorośli nie uciekają, pamiętaj- mówię.
- Dobrze. Będę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz